ALICE
Podróż
do Kairu była utrapieniem dla Doriana. Alice leciała pierwszy raz
samolotem, mimo że potrafiła poruszać się w przestworzach za
pomocą własnej mocy, nie mogła się przyzwyczaić do maszyny. Raz
płakała, raz spała, przy turbulencjach wczepiała się w rękę
chłopaka, jak kocie. Cały lot, o ile nie spała, lustrowała każdy
element maszyny, póki nie dotknęła ziemi. Nigdy więcej- mruknął
cicho , gdy zeszli na płytę lotniska. Po wyjściu z terminalu,
odsapnął krótko i zaraz pojawił się ogromny, terenowy samochód,
wyładowany po brzegi walizkami, wysiadł z niego koleś w czarnym
garniturze i wręczył Grey'owi kluczyki do wozu.
Zaryzykował- przespali jedną noc w hotelu, oczywiście do
przewidzenia było, że to także nie będzie normalna noc. Około
2:00, gdy Grey smacznie spał, usłyszał cichy szelest; zerwał się
momentalnie celując bronią w kierunku drzwi. Chwilę minęło, nim
zorientował się, że to tylko Alice. Dziewczyna stała zapłakana
przy jego łóżku otulona kocem.
-niech
zgadnę, nie możesz usnąć...-
Pokiwała
głową i wydukała coś w stylu „przepraszam”. Chłopak odrzucił
kołdrę na bok i zaprosił ją gestem sam zabrał poduszkę oraz koc
i zabrał się na kanapę. Wyglądała na zaskoczoną- jakby
niezrozumiała, czemu sobie poszedł.
-no
co?- zapytał ledwo przytomny.
-nic
tylko...- urwała cichutko.
-nie
gadaj, że mam z tobą spać. Absurd! Masz już osiemnaście lat
Alice, to niestosowne, ty jesteś kobietą, ja facetem, kompletnie
się nie znamy... - w tym momencie przerwał, orientując się do
kogo mówi. Kiedy miała się o tym wszystkim dowiedzieć? W wieku 6
lat trafiła do laboratorium a wcześniej pewnie czasem spała z
Isaac'iem, gdy coś złego jej się przyśniło. Westchnął ciężko
i wrócił na łóżko.
-tu
jest granica, nie martw się, nie wejdę na twoją połowę, choćby
nie wiem co. Nie musisz się martwić, nie zrobię nic głupiego.-
Nieoczekiwanie
przylgnęła do niego całym ciałem, oplatając ramionami kark-
dziękuję- szepnęła mu do ucha. Poczuł wypieki na twarzy, więc
jak najszybciej odciągnął ją od siebie.
-nie
jesteś już dzieckiem Alice, nie powinnaś rzucać się każdemu na
szyję, tym bardziej w takim stroju...-
-Jakim
stroju?...-
-Jesteś
trochę... roznegliżowana...- urwał na chwilę, ale nim zdążyła
zapytać „co to znaczy” podjął dalej- musisz zakrywać niektóre
części ciała, bo nie wypada, byś nimi świeciła...- czuł się
niezręcznie mówiąc to wszystko. Najbardziej denerwowała go ochota
wykorzystania sytuacji. Ona nawet nie jest świadoma tego, co mógłby
jej zrobić... Ale ta dziecinna twarzyczka z zakłopotanym wyrazem
twarzy pomagała mu trzymać się zasad. Potem głupio mu było za
wszystkie myśli dążące w tym kierunku. Nastolatka spuściła
głowę, starając się dostrzec, co powinna schować pod krótką
sukienką na ramiączkach.
-Już
samo to, że przeszłaś w tym po korytarzu, bez górnej części
bielizny, mogło wywołać atak serca u starszych gości hotelu.
Teraz śpij, musimy bardzo wcześnie wstać.
Kilka
razy w nocy budził się, by ściągnąć ją z siebie. Spała w
dziwnych pozach, to dmuchała mu w ucho przy każdym oddechu, to
niesforna sukienka spadała jej z ramion i mało brakowało, by
zsunęła się z pewnych części ciała, których Dorian nie
powinien widzieć. Istne utrapienie. Przegięła dopiero wtedy, gdy
zasnął na dobre wymęczony całymi tymi ceregielami- tuliła się w
niego tak, że obudził się z dłonią na jej piersiach.
-Matko
!- zerwał się z łóżka jak poparzony- Alice! Wstawaj, czas na
wychowanie do życia w rodzinie. -
Obudziła
się znowu z opuszczonymi ramiączkami od sukienki, która ledwo na
niej wisiała- co to? Już rano?-
-nie,
mam tego dość, skoro brat cię tego nie nauczył, ja będę musiał!
Przede wszystkim, musisz się lepiej ubierać, świecisz
roznegliżowanym ciałem, to nie jest dobre! Po drugie- mieliśmy
wyznaczone granice, olewasz moją przestrzeń osobistą, na co nie
mogę pozwolić. Od teraz, śpimy w oddzielnych łóżkach, nie ważne
czy się boisz czy nie, po prostu nie wytrzymam tego!- ostatnie słowa
wykrzyczał. Chodził w kółko po pokoju. Alice zaczęła płakać a
Dorian opadł obok niej na łóżko- przepraszam- wymamrotał cicho.
Próbował pogłaskać ją po głowie ale odepchnęła jego gest
zanosząc się łzami warknęła by jej nie dotykał. W końcu udało
mu się jakoś ją uspokoić. Nie robił tego nawet ze względu na
własne bezpieczeństwo, po prostu wyglądała, jakby nie poradziła
sobie z niczym bez niego i zdecydował się nią zająć. W końcu
ochłonęła i dała się przytulić.
-Alice,
nie płacz z tak błahych powodów. Czasem sobie pokrzyczę, ale to
nie znaczy, że jestem na ciebie zły, wiesz?- mówił jak do
dziecka, ale przynajmniej skutkowało- uśmiechnij się troszkę-
Wtuliła
się w jego szyję i szepnęła cicho- już będę się ciebie
słuchać, obiecuję...-
Odchrząknął
nerwowo i wstał z łóżka zaganiając ją pod pościel. W pewnym
momencie zastygła w bezruchu zawieszając wzrok wskazała na niego
palcem i zapytała – co to?-
Wybiegł
do łazienki. Że też ze wszystkich agentów, mi przypadła ta
misja. Nie wytrzymam ta dziewczyna jest moją piętą Achillesową...
To co robi..- pomyślał i zaraz za tym jego wyobraźnia zaserwowała
pokaz slajdów ze wszystkich sytuacji, które przeżył w tą noc-
FUCK!- warknął głośno, gdy poczuł strumień zimnej wody na całym
swoim ciele.
Z
łazienki dochodziły dziwne dźwięki, jakby Dorian krzyczał na
kogoś pod prysznicem, przez chwile ich słuchała, ale potem zmorzył
ją sen. Gdy chłopak wszedł do pokoju, Alice już smacznie spała
na jednej połowie łóżka. Westchnął ciężko-
Fury
stara fujaro, pośpiesz się. -
Rano
zebrali się do kupy dość szybko. Alice wyglądała jakby
wszystkiego musiała uczyć się od początku- po większej ilości
jedzenia wymiotowała a że klimat nie był w Kairze zbyt przyjazny,
niemal się odwodniła. Dorian musiał czuwać nad nią non stop, nie
mogąc zająć się czym innym niż tylko doglądać Alice. W trakcie
podróży zmieniała kolory na wszystkie barwy tęczy po kolei, jak
kameleon, musieli zatrzymywać się prawie co pięć kilometrów, by
mogła zwymiotować. W końcu żołądek zaczął reagować
prawidłowo na wszystkie pokarmy i wydawało się, że już jest
dobrze gdy napotkali kolejny problem. W którejś z mijanych wiosek,
zatrzymali ich wojskowi uzbrojeni po zęby, napakowani, trzymając
psy, które najchętniej rozszarpałyby Alice i Doriana na strzępy.
Dziewczyna zaczęła dziwnie się zachowywać i prosiła swojego
towarzysza podróży, by nie wydawał ją z powrotem tym złym panom.
-Witam,
proszę dokumenty.- grzecznie przywitał się jeden z żandarmów.
Zajrzał dyskretnie w głąb samochodu po czym obejrzał otrzymane
papiery i powiedział potężnym głosem- niestety tędy państwo nie
przejadą, musi pan objechać wioskę.
-Ale
to chyba z 50 kilometrów!- zdziwił się Dorian niemal wyciągając
głowę przez okno. Trochę się śpieszymy...
Żołnierz
wzruszył bezradnie ramionami, podając mu dokumenty rzucił
przepraszające spojrzenie- przykro mi.
Cholera!-
pomyślał Dorian machając ręką do mężczyzny, cofnął samochód
i już miał wyjeżdżać, gdy z wioski wybiegł następny żołnierz,
zgolony prawie na zero, tym razem ubrany w amerykański mundur,
krzycząc coś wymachiwał rękoma. Chłopak udał że go nie widzi i
ze zwykłym dla siebie spokojem wyprowadzał samochód ze ślepej
uliczki. Egipcjanin widząc biegnącego Amerykanina ruszył za
samochodem i go zatrzymał- panie Dorian, proszę chwilę zaczekać.
Omal nie zapomniałem. Niestety musi pan przejść kontrolę
prowadzoną przez pana rodaka- oznajmił miłym tonem łamaną
angielszczyzną. Nim skończył mówić, do wozu dotarł tamten i z
lekką zadyszką przywitał się z chłopakiem. Ten kiwnął mu tylko głową, bowiem wiadome było czemu tu są- szukają ich. Grey zaczął
powoli się denerwować, atmosfera zaczęła się robić tak gęsta,
że można by ją kroić nożem, ale nadal grał miłego turystę,
zwiedzającego uroki obcego kraju.
-nie
boi się pan podróżować po Egipcie, w dodatku ze swoją
dziewczyną?- zagadnął miły żółtodziób przeglądając
niechlujnie dokumenty dwójki. Teraz jest tu niebezpiecznie, warto by
trochę uważać- uśmiechnął się szczerze.
-to
nie moja dziewczyna- sprostował oszczędnie w słowa brunet- to moja
siostra.
Odwrócił
się do Alice i ścisnął jej dłoń- zabrałem ją na wakacje,
mieliśmy ciężki rok a tu teraz taka wpadka. Widać nie mamy
szczęścia- uśmiechnął się fałszywie, że aż się skrzywiła.
Mundurowy oddał im dokumenty i życzył miłego dnia. Gdy Dorian
chciał już ruszać w wyczekiwaną dalszą drogę, mężczyzna
napomknął, że do twarzy Alice w szarych włosach, że pasują do
jej błękitnych oczu. Gray wiedział, że są już ugotowani. Nie
mają gdzie uciec a ten idiota rozpowie zaraz, że widział
nastolatkę z niebieskimi oczami i szarymi włosami. Oczywiście
można by coś do niego zagaić, ale było by to podejrzane, tym
bardziej, że uruchomił już maszynę i nawet wycofał. Podziękował
w imieniu dziewczyny i ruszył. Gnał samochód po tym pustkowiu, aż
usłyszał nieprzyjemne zgrzyty w silniku, wtedy zwolnił; nie chciał
zadusić jedynego środka lokomocji, jakim mogli uciec od wojska.
Koniec, końców maszyna i tak stanęła głodna paliwa zawyła
przeraźliwie przez piasek w każdej szczelinie metalowego cielska i
powoli zaczęła zwalniać. Musiał zalać bak paliwem, by ruszyła
dalej a na to miał bardzo mało czasu, wolał go nie marnować na
takie głupoty, skarcił się w myślach za to, że nie zrobił tego
wcześniej. Samochód pociągnąłby jeszcze chociaż troszkę,
jeszcze parę metrów i byli by bliżej jakiegoś schronienia a tak
tkwią na środku jakiegoś pustkowia. Usłyszał krzyki Alice i
odwrócił się w stronę, z której przybyli, na horyzoncie pojawiło
się kilka ciemnych plam majaczących od upału zbliżających się
nieubłaganie. Starał się szybko zareagować- otworzył drzwi i
wyprowadził Alice przed maskę samochodu, by nie widziała
zbliżających się pojazdów. Mówił do niej ciepło i czule ze
spokojem, by jej nie spłoszyć- Alice skarbeńku musisz stąd
spadać. Jesteś już dużą dziewczynką i rozumiesz, że to są źli
ludzie. Musisz uciekać-
-nie
!- przerwała mu wbijając się całym ciałem w jego tors- nie
zostawiaj mnie Dorian! Nie chcę stąd iść bez ciebie! -
-Alice-
ryknął przyparty do muru- nie mamy wyjścia, musisz stąd spadać.
Masz komórkę nie dzwoń nigdzie oprócz numeru, który masz
zapisany, wyjaśnisz sytuację i powiesz gdzie jesteś. Teraz skup
się polecisz w tamtą stronę- wskazał na północ- tam jest
miasteczko, gdzie będziesz mogła się schronić.- wcisnął jej w
dłoń portfel z pokaźnym plikiem banknotów egipskich i dolarów.-
bądź ostrożna i unikaj wojska- to źli ludzie. Jeśli dasz się
złapać, znowu wsadzą cię w kulkę z wodą a tak spotkamy się za
kilka godzin albo dni i zabiorę cię na lody, okej?- silił się na
uśmiech i łagodny ton ale nie przestawała płakać i trzymać się
jego ciała jak tratwy na wzburzonym morzu. Cierpliwość powoli
kończyła się wprost proporcjonalnie do czasu. Próbował namówić
ją łagodnie, czasem nawet potrząsnął nią, ale nic nie
skutkowało; była tak przerażona, że dostrzegł w niej
przerażonego sześciolatka, do którego strzelają nabojami
usypiającymi, by nie mogła nic podpalić- jak wtedy dwanaście lat
temu. Dobra, jakoś damy radę- pomyślał tuląc ją do piersi. W
takiej sytuacji mogę tylko liczyć, że się nie zorientują, że to
my albo nas z kimś pomylą- zaśmiał się w duchu.
Wojsko
dotarło do nich w przeciągu niecałych pięciu minut. Było ich
sporo, nawet jak na oddział. Wysiedli pospiesznie z samochodu i
zaczęli coś krzyczeć, by ją puścił; odmówił więc
odbezpieczyli broń. Rozkaz padł kilka razy aż tuż obok stopy
Doriana padł pocisk z m16 któregoś z żołnierzy. Dorian zaśmiał
się szyderczo i rozłożył ramiona- idioci, nie widzicie, że to
ona mnie trzyma?!- Wtedy padł strzał i trafił w dłoń Alice,
która jęknęła cicho mocniej wbijając się w ciało chłopaka-
nie oddawaj im mnie... nie chcę do wodnej kuli...-
złapał
ją w pasie ratując przed uderzeniem o ziemię; zaczęła coś
majaczyć a wzrok zmętniał jej jakby była naćpana. Następny
pocisk był przeznaczony dla Doriana, tyle, że nie był to już
środek nasenny a metalowa kula, była niewielka ale przebiła na
wskroś klatkę piersiową chłopaka i zatrzymała się gdzieś w
chłodnicy wozu. Alice widziała jak przez mgłę krew wylewającą
się na śnieżnobiałą koszulkę, jak rozpływa się i zmienia
kolor tkaniny na szkarłatny. Klęknął opierając się o samochód,
nadal trzymał w ramionach dziewczynę. Usłyszał jej stłumiony,
nieprzytomny lament i chwilę później poczuł jak wyrywa mu się ją
z rąk i następny rwący ból, tym razem w brzuchu. Padł na glebę.
Słyszał jej krzyki, ale nie mógł zrobić nic więcej. Nic więcej
niż słuchania jej płaczu i odprowadzenia ją wzrokiem. Nie za
bardzo wiedziała co robi, w akcie desperacji rozbłysła słupem
niebieskiego ognia, aż ją puścili wtedy padła na ziemię i leżała
tak parę metrów od Greya. Byli bezsilni, tak bardzo bezsilni, że
aż bolała ich to. Ona widząc jak chłopak ledwo dyszy na ziemi a
szkarłat pod nim rozlewał się na coraz większą powierzchnię i
on będąc świadomym, że Alice znowu trafi do tej przeklętej
szklanej bańki z wodą. Przez ten cały czas polubił ją, spędzili
ze sobą cały tydzień i zaczęła wydawać się mu sympatyczna i
„kochaniutka”; to co go w niej denerwowało, ta dziecięca
naiwność i głupie pytania sześciolatka, zdążył usprawiedliwić
dwunastoma latami w szklanej bańce z wodą, bez świata , bez ludzi,
w przerażającej samotności i ciemności własnego umysłu. Żal
było patrzeć jak rozpacza, jak próbuje dostać się do niego,
niestety za późno już na takie gesty, przestawała się ruszać i
tylko w kółko cichutko powtarzała „Dorian chodź tu... Boję
się... Proszę chodź...”. Serce krajało się nawet niektórym
żołnierzom, tym, którzy nie wiedzieli czym lub kim jest ta
szaro włosa, drobna dziewczynka z błękitem w oczach.
Usłyszał
huk a ziemia zatrzęsła się pod nim- sąd ostateczny?- pomyślał
sarkastycznie i zmęczony wszystkimi wydarzeniami zasnął.
***
Mam nadzieję, że nie ma błędów, jeśli są, proszę mnie o tym poinformować :3
SHIRO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz