wtorek, 24 czerwca 2014

Alice&Drew ( Avengers fanfic)

                                                           

                                                                        ALICE





 Podróż do Kairu była utrapieniem dla Doriana. Alice leciała pierwszy raz samolotem, mimo że potrafiła poruszać się w przestworzach za pomocą własnej mocy, nie mogła się przyzwyczaić do maszyny. Raz płakała, raz spała, przy turbulencjach wczepiała się w rękę chłopaka, jak kocie. Cały lot, o ile nie spała, lustrowała każdy element maszyny, póki nie dotknęła ziemi. Nigdy więcej- mruknął cicho , gdy zeszli na płytę lotniska. Po wyjściu z terminalu, odsapnął krótko i zaraz pojawił się ogromny, terenowy samochód, wyładowany po brzegi walizkami, wysiadł z niego koleś w czarnym garniturze i wręczył Grey'owi kluczyki do wozu.
Zaryzykował- przespali jedną noc w hotelu, oczywiście do przewidzenia było, że to także nie będzie normalna noc. Około 2:00, gdy Grey smacznie spał, usłyszał cichy szelest; zerwał się momentalnie celując bronią w kierunku drzwi. Chwilę minęło, nim zorientował się, że to tylko Alice. Dziewczyna stała zapłakana przy jego łóżku otulona kocem.
-niech zgadnę, nie możesz usnąć...-
Pokiwała głową i wydukała coś w stylu „przepraszam”. Chłopak odrzucił kołdrę na bok i zaprosił ją gestem sam zabrał poduszkę oraz koc i zabrał się na kanapę. Wyglądała na zaskoczoną- jakby niezrozumiała, czemu sobie poszedł.
-no co?- zapytał ledwo przytomny.
-nic tylko...- urwała cichutko.
-nie gadaj, że mam z tobą spać. Absurd! Masz już osiemnaście lat Alice, to niestosowne, ty jesteś kobietą, ja facetem, kompletnie się nie znamy... - w tym momencie przerwał, orientując się do kogo mówi. Kiedy miała się o tym wszystkim dowiedzieć? W wieku 6 lat trafiła do laboratorium a wcześniej pewnie czasem spała z Isaac'iem, gdy coś złego jej się przyśniło. Westchnął ciężko i wrócił na łóżko.
-tu jest granica, nie martw się, nie wejdę na twoją połowę, choćby nie wiem co. Nie musisz się martwić, nie zrobię nic głupiego.-
Nieoczekiwanie przylgnęła do niego całym ciałem, oplatając ramionami kark- dziękuję- szepnęła mu do ucha. Poczuł wypieki na twarzy, więc jak najszybciej odciągnął ją od siebie.
-nie jesteś już dzieckiem Alice, nie powinnaś rzucać się każdemu na szyję, tym bardziej w takim stroju...-
-Jakim stroju?...-
-Jesteś trochę... roznegliżowana...- urwał na chwilę, ale nim zdążyła zapytać „co to znaczy” podjął dalej- musisz zakrywać niektóre części ciała, bo nie wypada, byś nimi świeciła...- czuł się niezręcznie mówiąc to wszystko. Najbardziej denerwowała go ochota wykorzystania sytuacji. Ona nawet nie jest świadoma tego, co mógłby jej zrobić... Ale ta dziecinna twarzyczka z zakłopotanym wyrazem twarzy pomagała mu trzymać się zasad. Potem głupio mu było za wszystkie myśli dążące w tym kierunku. Nastolatka spuściła głowę, starając się dostrzec, co powinna schować pod krótką sukienką na ramiączkach.
-Już samo to, że przeszłaś w tym po korytarzu, bez górnej części bielizny, mogło wywołać atak serca u starszych gości hotelu. Teraz śpij, musimy bardzo wcześnie wstać.
Kilka razy w nocy budził się, by ściągnąć ją z siebie. Spała w dziwnych pozach, to dmuchała mu w ucho przy każdym oddechu, to niesforna sukienka spadała jej z ramion i mało brakowało, by zsunęła się z pewnych części ciała, których Dorian nie powinien widzieć. Istne utrapienie. Przegięła dopiero wtedy, gdy zasnął na dobre wymęczony całymi tymi ceregielami- tuliła się w niego tak, że obudził się z dłonią na jej piersiach.
-Matko !- zerwał się z łóżka jak poparzony- Alice! Wstawaj, czas na wychowanie do życia w rodzinie. -
Obudziła się znowu z opuszczonymi ramiączkami od sukienki, która ledwo na niej wisiała- co to? Już rano?-
-nie, mam tego dość, skoro brat cię tego nie nauczył, ja będę musiał! Przede wszystkim, musisz się lepiej ubierać, świecisz roznegliżowanym ciałem, to nie jest dobre! Po drugie- mieliśmy wyznaczone granice, olewasz moją przestrzeń osobistą, na co nie mogę pozwolić. Od teraz, śpimy w oddzielnych łóżkach, nie ważne czy się boisz czy nie, po prostu nie wytrzymam tego!- ostatnie słowa wykrzyczał. Chodził w kółko po pokoju. Alice zaczęła płakać a Dorian opadł obok niej na łóżko- przepraszam- wymamrotał cicho. Próbował pogłaskać ją po głowie ale odepchnęła jego gest zanosząc się łzami warknęła by jej nie dotykał. W końcu udało mu się jakoś ją uspokoić. Nie robił tego nawet ze względu na własne bezpieczeństwo, po prostu wyglądała, jakby nie poradziła sobie z niczym bez niego i zdecydował się nią zająć. W końcu ochłonęła i dała się przytulić.
-Alice, nie płacz z tak błahych powodów. Czasem sobie pokrzyczę, ale to nie znaczy, że jestem na ciebie zły, wiesz?- mówił jak do dziecka, ale przynajmniej skutkowało- uśmiechnij się troszkę-
Wtuliła się w jego szyję i szepnęła cicho- już będę się ciebie słuchać, obiecuję...-
Odchrząknął nerwowo i wstał z łóżka zaganiając ją pod pościel. W pewnym momencie zastygła w bezruchu zawieszając wzrok wskazała na niego palcem i zapytała – co to?-
Wybiegł do łazienki. Że też ze wszystkich agentów, mi przypadła ta misja. Nie wytrzymam ta dziewczyna jest moją piętą Achillesową... To co robi..- pomyślał i zaraz za tym jego wyobraźnia zaserwowała pokaz slajdów ze wszystkich sytuacji, które przeżył w tą noc- FUCK!- warknął głośno, gdy poczuł strumień zimnej wody na całym swoim ciele.
Z łazienki dochodziły dziwne dźwięki, jakby Dorian krzyczał na kogoś pod prysznicem, przez chwile ich słuchała, ale potem zmorzył ją sen. Gdy chłopak wszedł do pokoju, Alice już smacznie spała na jednej połowie łóżka. Westchnął ciężko-
Fury stara fujaro, pośpiesz się. -


Rano zebrali się do kupy dość szybko. Alice wyglądała jakby wszystkiego musiała uczyć się od początku- po większej ilości jedzenia wymiotowała a że klimat nie był w Kairze zbyt przyjazny, niemal się odwodniła. Dorian musiał czuwać nad nią non stop, nie mogąc zająć się czym innym niż tylko doglądać Alice. W trakcie podróży zmieniała kolory na wszystkie barwy tęczy po kolei, jak kameleon, musieli zatrzymywać się prawie co pięć kilometrów, by mogła zwymiotować. W końcu żołądek zaczął reagować prawidłowo na wszystkie pokarmy i wydawało się, że już jest dobrze gdy napotkali kolejny problem. W którejś z mijanych wiosek, zatrzymali ich wojskowi uzbrojeni po zęby, napakowani, trzymając psy, które najchętniej rozszarpałyby Alice i Doriana na strzępy. Dziewczyna zaczęła dziwnie się zachowywać i prosiła swojego towarzysza podróży, by nie wydawał ją z powrotem tym złym panom.
-Witam, proszę dokumenty.- grzecznie przywitał się jeden z żandarmów. Zajrzał dyskretnie w głąb samochodu po czym obejrzał otrzymane papiery i powiedział potężnym głosem- niestety tędy państwo nie przejadą, musi pan objechać wioskę.
-Ale to chyba z 50 kilometrów!- zdziwił się Dorian niemal wyciągając głowę przez okno. Trochę się śpieszymy...
Żołnierz wzruszył bezradnie ramionami, podając mu dokumenty rzucił przepraszające spojrzenie- przykro mi.
Cholera!- pomyślał Dorian machając ręką do mężczyzny, cofnął samochód i już miał wyjeżdżać, gdy z wioski wybiegł następny żołnierz, zgolony prawie na zero, tym razem ubrany w amerykański mundur, krzycząc coś wymachiwał rękoma. Chłopak udał że go nie widzi i ze zwykłym dla siebie spokojem wyprowadzał samochód ze ślepej uliczki. Egipcjanin widząc biegnącego Amerykanina ruszył za samochodem i go zatrzymał- panie Dorian, proszę chwilę zaczekać. Omal nie zapomniałem. Niestety musi pan przejść kontrolę prowadzoną przez pana rodaka- oznajmił miłym tonem łamaną angielszczyzną. Nim skończył mówić, do wozu dotarł tamten i z lekką zadyszką przywitał się z chłopakiem. Ten kiwnął mu tylko głową, bowiem wiadome było czemu tu są- szukają ich. Grey zaczął powoli się denerwować, atmosfera zaczęła się robić tak gęsta, że można by ją kroić nożem, ale nadal grał miłego turystę, zwiedzającego uroki obcego kraju.
-nie boi się pan podróżować po Egipcie, w dodatku ze swoją dziewczyną?- zagadnął miły żółtodziób przeglądając niechlujnie dokumenty dwójki. Teraz jest tu niebezpiecznie, warto by trochę uważać- uśmiechnął się szczerze.
-to nie moja dziewczyna- sprostował oszczędnie w słowa brunet- to moja siostra.
Odwrócił się do Alice i ścisnął jej dłoń- zabrałem ją na wakacje, mieliśmy ciężki rok a tu teraz taka wpadka. Widać nie mamy szczęścia- uśmiechnął się fałszywie, że aż się skrzywiła. Mundurowy oddał im dokumenty i życzył miłego dnia. Gdy Dorian chciał już ruszać w wyczekiwaną dalszą drogę, mężczyzna napomknął, że do twarzy Alice w szarych włosach, że pasują do jej błękitnych oczu. Gray wiedział, że są już ugotowani. Nie mają gdzie uciec a ten idiota rozpowie zaraz, że widział nastolatkę z niebieskimi oczami i szarymi włosami. Oczywiście można by coś do niego zagaić, ale było by to podejrzane, tym bardziej, że uruchomił już maszynę i nawet wycofał. Podziękował w imieniu dziewczyny i ruszył. Gnał samochód po tym pustkowiu, aż usłyszał nieprzyjemne zgrzyty w silniku, wtedy zwolnił; nie chciał zadusić jedynego środka lokomocji, jakim mogli uciec od wojska. Koniec, końców maszyna i tak stanęła głodna paliwa zawyła przeraźliwie przez piasek w każdej szczelinie metalowego cielska i powoli zaczęła zwalniać. Musiał zalać bak paliwem, by ruszyła dalej a na to miał bardzo mało czasu, wolał go nie marnować na takie głupoty, skarcił się w myślach za to, że nie zrobił tego wcześniej. Samochód pociągnąłby jeszcze chociaż troszkę, jeszcze parę metrów i byli by bliżej jakiegoś schronienia a tak tkwią na środku jakiegoś pustkowia. Usłyszał krzyki Alice i odwrócił się w stronę, z której przybyli, na horyzoncie pojawiło się kilka ciemnych plam majaczących od upału zbliżających się nieubłaganie. Starał się szybko zareagować- otworzył drzwi i wyprowadził Alice przed maskę samochodu, by nie widziała zbliżających się pojazdów. Mówił do niej ciepło i czule ze spokojem, by jej nie spłoszyć- Alice skarbeńku musisz stąd spadać. Jesteś już dużą dziewczynką i rozumiesz, że to są źli ludzie. Musisz uciekać-
-nie !- przerwała mu wbijając się całym ciałem w jego tors- nie zostawiaj mnie Dorian! Nie chcę stąd iść bez ciebie! -
-Alice- ryknął przyparty do muru- nie mamy wyjścia, musisz stąd spadać. Masz komórkę nie dzwoń nigdzie oprócz numeru, który masz zapisany, wyjaśnisz sytuację i powiesz gdzie jesteś. Teraz skup się polecisz w tamtą stronę- wskazał na północ- tam jest miasteczko, gdzie będziesz mogła się schronić.- wcisnął jej w dłoń portfel z pokaźnym plikiem banknotów egipskich i dolarów.- bądź ostrożna i unikaj wojska- to źli ludzie. Jeśli dasz się złapać, znowu wsadzą cię w kulkę z wodą a tak spotkamy się za kilka godzin albo dni i zabiorę cię na lody, okej?- silił się na uśmiech i łagodny ton ale nie przestawała płakać i trzymać się jego ciała jak tratwy na wzburzonym morzu. Cierpliwość powoli kończyła się wprost proporcjonalnie do czasu. Próbował namówić ją łagodnie, czasem nawet potrząsnął nią, ale nic nie skutkowało; była tak przerażona, że dostrzegł w niej przerażonego sześciolatka, do którego strzelają nabojami usypiającymi, by nie mogła nic podpalić- jak wtedy dwanaście lat temu. Dobra, jakoś damy radę- pomyślał tuląc ją do piersi. W takiej sytuacji mogę tylko liczyć, że się nie zorientują, że to my albo nas z kimś pomylą- zaśmiał się w duchu.
Wojsko dotarło do nich w przeciągu niecałych pięciu minut. Było ich sporo, nawet jak na oddział. Wysiedli pospiesznie z samochodu i zaczęli coś krzyczeć, by ją puścił; odmówił więc odbezpieczyli broń. Rozkaz padł kilka razy aż tuż obok stopy Doriana padł pocisk z m16 któregoś z żołnierzy. Dorian zaśmiał się szyderczo i rozłożył ramiona- idioci, nie widzicie, że to ona mnie trzyma?!- Wtedy padł strzał i trafił w dłoń Alice, która jęknęła cicho mocniej wbijając się w ciało chłopaka- nie oddawaj im mnie... nie chcę do wodnej kuli...-
złapał ją w pasie ratując przed uderzeniem o ziemię; zaczęła coś majaczyć a wzrok zmętniał jej jakby była naćpana. Następny pocisk był przeznaczony dla Doriana, tyle, że nie był to już środek nasenny a metalowa kula, była niewielka ale przebiła na wskroś klatkę piersiową chłopaka i zatrzymała się gdzieś w chłodnicy wozu. Alice widziała jak przez mgłę krew wylewającą się na śnieżnobiałą koszulkę, jak rozpływa się i zmienia kolor tkaniny na szkarłatny. Klęknął opierając się o samochód, nadal trzymał w ramionach dziewczynę. Usłyszał jej stłumiony, nieprzytomny lament i chwilę później poczuł jak wyrywa mu się ją z rąk i następny rwący ból, tym razem w brzuchu. Padł na glebę. Słyszał jej krzyki, ale nie mógł zrobić nic więcej. Nic więcej niż słuchania jej płaczu i odprowadzenia ją wzrokiem. Nie za bardzo wiedziała co robi, w akcie desperacji rozbłysła słupem niebieskiego ognia, aż ją puścili wtedy padła na ziemię i leżała tak parę metrów od Greya. Byli bezsilni, tak bardzo bezsilni, że aż bolała ich to. Ona widząc jak chłopak ledwo dyszy na ziemi a szkarłat pod nim rozlewał się na coraz większą powierzchnię i on będąc świadomym, że Alice znowu trafi do tej przeklętej szklanej bańki z wodą. Przez ten cały czas polubił ją, spędzili ze sobą cały tydzień i zaczęła wydawać się mu sympatyczna i „kochaniutka”; to co go w niej denerwowało, ta dziecięca naiwność i głupie pytania sześciolatka, zdążył usprawiedliwić dwunastoma latami w szklanej bańce z wodą, bez świata , bez ludzi, w przerażającej samotności i ciemności własnego umysłu. Żal było patrzeć jak rozpacza, jak próbuje dostać się do niego, niestety za późno już na takie gesty, przestawała się ruszać i tylko w kółko cichutko powtarzała „Dorian chodź tu... Boję się... Proszę chodź...”. Serce krajało się nawet niektórym żołnierzom, tym, którzy nie wiedzieli czym lub kim jest ta szaro włosa, drobna dziewczynka z błękitem w oczach.
Usłyszał huk a ziemia zatrzęsła się pod nim- sąd ostateczny?- pomyślał sarkastycznie i zmęczony wszystkimi wydarzeniami zasnął.

***

Mam nadzieję, że nie ma błędów, jeśli są, proszę mnie o tym poinformować :3 

SHIRO


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz