Alice
Nigdy nie chciałam
posiadać takiej mocy, jaka spadła na moje barki, bez mojego zdania,
nikt nawet nie zapytał, moje całe życie kręci się wokół tej
jednej decyzji podjętej przez mojego dziadka, który nawet mnie nie
znał. Nie zdążył. Nawet mnie nie widział, a był w stanie
zrzucić na mnie to brzemię, mogłabym go znienawidzić, ale nie
jestem taka, ta moja dziecinna niewinność jest czasem tak bardzo
irytująca... To także wina dziadka, gdyby tylko oddał to w ręce
mojego brata, wszystko potoczyło by się inaczej, być może
miałabym normalne życie, a przynajmniej bliskie normalnego i nie
musiałabym uczyć się całego świata na pamięć od początku,
wszystkiego, czego dzieci uczą się na samym początku, ja muszę
robić to wszystko teraz, mając 18 lat i moc, którą mogłabym
wskrzesić wojnę a nawet zagładę jednych z potężniejszych
krajów. A wszystko w rękach 18-letniej dziewczyny z rozumowaniem
6-cio latka. Dziękuję dziadku, będę wyczekiwać chwili, w której
się spotkamy, ale spokojnie, nadal cię kocham, mimo że się nie
znamy. Dobranoc.
Dzień był zbyt piękny
żeby siedzieć w ciemnym, zimnym laboratorium, oświetlonym tylko
lampami jarzeniowymi, które wydawały serię nieprzyjemnych
dźwięków. Podobno można było się przyzwyczaić, ale jak dotąd
żadnemu młodemu doktorowi, to się nie udało, pozostało więc
zatkać uszy słuchawkami z relaksującą muzyką, byle by nie była
zbyt relaksująca, w takim miejscu nie trudno zasnąć z nudów, mimo
że w laboratorium wojskowym zawsze było coś do roboty. Tu musiało
być ciemno, nie było okien ani żadnego żywszego światła,
atmosfera była senna i taka właśnie powinna być, bowiem Obiekt
eksperymentów czterech młodych laborantów, był bardzo wrażliwy
na światło i dźwięki, mimo gumowych zatyczek w uszach. Jedyną
rozrywką w miejscu takim jak to, był mały ekranik, na którym
wyświetlały się bezdźwięcznie obrazy, fragmenty filmów
dokumentalnych na temat świata, materiał oczyszczony z aktualności
i niepotrzebnych informacji. Czymże były te „niepotrzebne
informacje”? Otóż obiekt eksperymentów, pieszczotliwie nazwany
przez rząd „Obiektem numer 1” miał pochłaniać jedynie te dane
na temat świata, przez które łatwo można było manipulować
Eksperymentem, jak tylko rząd chciał.
Siedzenie tam nie było
zbyt pasjonujące, wszyscy chętni do opieki nad projektem na
początku uznali go za fascynujący, lecz szybko okazało się, że
ich praca ma polegać tylko na utrzymywaniu Obiektu nr 1 przy życiu
i dopilnowaniu, by się nie obudził, póki nie nadejdzie pora. Z
nudów nadali nawet imię Obiektowi numer 1, brzmiało ono Alice. W
całej sekcji 4 nigdy nie słyszano, o naukowcach, zafascynowanych
tym projektem, bynajmniej gdy się dowiedzieli na czym ta praca ma
polegać, oprócz jednej jedynej osoby na blisko 150 pracowników.
Isaac, sprawujący pieczę nad całym projektem, nigdy nie narzekał
na nudne zajęcia w laboratorium, czasem nawet wręcz przeciwnie.
Podobno widywano go, mówiącego do Alice dziwnie czułym głosem,
jakby była dla niego kimś ważnym. Traktowali go troszkę jak
dziwaka, zostawał po godzinach i nie pozwalał nikomu choćby źle o
niej pomyśleć, a już w największy szał wpadał, gdy któryś z
laborantów podał jej niewłaściwą dawkę narkozy bądź
pożywienia. Bali się zrobić coś nie tak, ale w sumie lubili go,
uważali, że to jego praca i przełożeni najnormalniej ukręcili by
mu głowę, gdyby coś stało się Alice.
Był dziwakiem i miał
tego świadomość, raczej go to nie gryzło, ale czasem miło by
było wyjść gdzieś z kolegami z pracy, z drugiej strony znowu
poczucie winy nie pozwalało mu wyjść z laboratorium „nie
zostawię Cię Liz”- głos dudnił mu wkoło w głowie- „nie
zostawię samej”. Wtedy przychodziły chwile zwątpienia, rząd
nigdy nie wypuści jej z tej bańki, już do końca życia będzie tu
gnić, nie pozna prawdziwego świata, tylko ten, który przedstawiają
jej za pomocą macek przylepionych do głowy, przez które informacje
trafiają bezpośrednio do mózgu. Bajka na dobranoc. Bywało, że
stał przed ogromną kulą, wypełnioną ciepłą cieczą i lustrował
wszystkie przewody świdrującym spojrzeniem. „dziękuję Ci Tony
Starku”- myślał napotykając wzrokiem na mały monitor z
projekcją filmową-” dziękuję Ci za ten cud techniki, dzięki
któremu moja mała Alice się nie nudzi”. Czasem przez głowę
przechodziło mu, by rozwalić szklaną ścianę, która oddziela go
od niej i zabrać ją stąd. Ale wtedy przytomniał, zadając sobie
pytanie „i co potem?”, nie włada taką potęgą jak ona, nie da
rady jej ochronić, tym bardziej, że Alice mu w tym nie pomoże,
będzie nadal nieprzytomna i nie wiadomo, czy w tym momencie będzie
w stanie nawet chodzić, po tylu latach wiszenia na łańcuchach, w
wodzie, zamknięta w szklanej kuli. Gdyby nie ta szklana kula, gdyby
nie ona.
W środku nocy, około
godziny 2.30 pierwsze nuty „radioactive” rozlały się nagle po
pokoju, raniąc boleśnie uszy doktora Isaaca, zarwał się nagle i
rzucił do telefonu, jakby wiedział, że coś się święci, nie
często ktoś dzwoni do niego wpół do trzeciej w nocy. Przeciągnął
palcem po ekranie, odbierając tym samym połączenie i przytknął
słuchawkę do ucha.
-halo!- niemal krzyknął.
Zdenerwowany głos po drugiej stronie na zmianę krzyczał coś i
mamrotał, lecz Isaac zrozumiał najważniejszą frazę, która
wstrząsnęła nim, aż musiał usiąść. Mruknął coś jakby do
siebie , rzucił kilka szybkich pytań, które zostały bez
odpowiedzi, po czym skończył rozmowę, ubrał się w pośpiechu i
wybiegł z mieszkania.
-co się dzieje?!-
zagrzmiał zdenerwowany, wchodząc do laboratorium. Podwładni
uciszyli go lekkim syknięciem z palcami przy swoich ustach- proszę
tak nie krzyczeć.-
-ślepi jesteście? I tak
się obudziła, jesteście doktorami a nie kojarzycie faktów?!-
zgrzytnął zębami, patrząc na nich spode łba- Jak człowiek się
obudził, to nie śpi. Zanotujcie!-
Wlepił oczy w spokojną,
wręcz dziecięcą twarzyczkę Alice, która wyglądała jak śpiący
aniołek. Miała długie ciemne włosy, sięgające do połowy uda,
uplecione w kłosa, ponieważ przy ostatniej zmianie skafandra
podwładne Isaaca uplotły go, zawiązując na końcu błękitną
kokardkę. Miała na sobie obcisłą białą piankę do nurkowania z
niebieskimi liniami podkreślającymi jej budowę, została
stworzona, by chronić przed ogniem, nie ją, lecz osoby wokół.
Była zawieszona za ręce łańcuchami, które ściskały również
jej nogi w kostkach, zamknięta w szklanej bańce wypełnionej wodą.
Normalne funkcjonowanie organizmu umożliwiała jej maska, założona
na twarz , z głowy, szyi, nadgarstków i klatki piersiowej
sterczały przyssawki podłączone cienkimi kabelkami do komputera,
monitorującego jej funkcje życiowe. Po głowie gorączkowo tłukło
się ciągle „co się dzieje Alice, nie powinnaś się teraz
budzić...” Dziewczyna nie odpowiadała z tą samą kamienną
twarzą od kilkunastu lat, tkwiła w swoim wodnym królestwie, nie
dotknięta złem tegoświata. Niczego nieświadoma.
Komputery zaczęły
wariować, brzęczały a na ich monitorach wyświetlały się
irytujące komunikaty o jakimś stanie krytycznym, cokolwiek to
znaczyło, nie mogło być dobrze. Nawet sam Isaac nie wiedział czym
to może skutkować ani co teraz zrobić, pierwszy raz od długiego
czasu wpadł w panikę, czując się bezradny.
-Stąd nic nie zrobię,
muszę ją otworzyć!- zdecydował, krzycząc do swoich podwładnych
ponad jazgotem komputerów. -szefie to samobójstwo, nie wiadomo, co
może się stać! Nie mamy kompletnych informacji na jej temat, nie
wiemy nawet czy rzeczywiście jest człowiekiem!-
-spokojnie, ja to
wiem...- Sięgnął do awaryjnego zwolnienia wody, musiał najpierw
wpisać kod. Sprzęt znowu zawył, tym razem ostrzegał o zbyt
wysokiej temperaturze, na te słowa Isaac zatrzymał się odruchowo i
wlepił wzrok w szklaną bańkę-woda zaczynała wrzeć. Doktor
napotkał błękitne spojrzenie Alice, zastygając w bezruchu-
„Alice, czemu otworzyłaś oczka...Alice” W takiej sytuacji nie
wiadomo nawet co robić, tym bardziej, gdy jest się zwykłym
naukowcem, którego zapewniano, że jego praca nie będzie się
wiązała z żadnym niebezpieczeństwem, chociaż sam powinien znać
możliwości Alice najlepiej. Skarcił się w myślach za zbyt długi
czas reakcji, ewakuując pracowników laboratorium, którzy
przerażeni uciekli czym prędzej, gdzie pieprz rośnie. Sam wszedł
na biurko z komputerami, po czym zwolnił zasuwy i zamki ciężko
ruszyły z miejsca, natychmiast, przez szpary zaczynała wypływać
wrząca woda, najpierw pod ciśnieniem i omal nie dostał strumieniem
ukropu po twarzy, lecz w miarę upływu wody, ciśnienie zaczęło
się zmniejszać. Spojrzał w stronę dziewczyny, naraz odjęło mu
mowę, zresztą miał wrażenie, że nawet najważniejsze funkcje
życiowe po kolei, stopniowo zostały wyłączane, jedna po drugiej.
Dostał dreszczy i oblały go zimne poty, patrząc jak nastolatka
powoli podnosi głowę i spogląda na niego okrągłymi oczami, miał
przez chwilę wrażenie, że Alice płacze, lecz w końcu zdecydował
się nie wyciągać niepotrzebnych wniosków, uznając tym samym, że
była mokra od cieczy w której żyła przez lata.
-Alice...
-Gdzie- zarzęziła
ochrypłym głosem, jak człowiek błądzący po pustyni cierpiący
na brak wody, jakby miała kilogram piasku w krtani, widocznie
sprawiło to także ból, aż wzdrygnęła się na ruch strun
głosowych- Stark.
- Alice, uspokój się,
wszystko będzie dobrze, nie martw się.- Isaac zszedł z biurka
brodził w gorącej wodzie, nie zwracał nawet uwagi na wysoką
temperaturę, zależało mu tylko na dotknięciu jej dziecięcej
twarzyczki i wzięciu jej w ramiona.
-Uspokój się dzieciaku,
nikt cię już nie skrzywdzi, zobaczysz będzie dobrze...- Czuł jak
złość rozpiera klatkę piersiową, chcąc się wyrwać i ukarać
wszystkich, którzy doprowadzili ją do takiego wyrazu twarzy, była
zbyt delikatna, zbyt dziecięca, by traktować ją jak eksperyment,
jak szczura laboratoryjnego.
-Nie mam- zakasłała
porządnie-nie mam czucia w rękach. Wypuść mnie stąd, Sac. Moje
ręce... nie czuję ich. Wypuść mnie!- ostatnie słowa wykrzyknęła
na tyle głośno, na ile pozwalała jej zastygła krtań. Isaac
pokręcił głową przecząco już wtedy mając wilgotne oczy, nigdy
nie myślał, że dożyje momentu, w którym usłyszy jej głos, tak
cudownie delikatny, jak balsam na spękane ręce. Teraz nie
przypominał słodkiego dźwięku jaki z siebie wydawała, gdy była
dzieckiem, w tej chwili przypominał bardziej zgrzyt startego
silnika.
-byłaś taka mała,
nigdy nie zauważyłem, żebyś tak wyrosła-
-Isaac!- ryknęła, jej
głos był w coraz gorszym stanie. Wybuchła słupem niebieskiego
ognia ale ani ona, ani doktor nie wydali z siebie dźwięku,
wyglądało to jak swoiste powitanie po wielu latach rozłąki. Tak
blisko, kilka centymetrów szkła, ale jednak tak daleko- przyszło
mu na myśl- zmieniłaś się Alice.
-Gdzie Stark.
-nie żyje, Alice.
-Isaac, nie kłam. Czuję
go, jest gdzieś daleko, ale nie wiem dokładnie gdzie.
Mężczyzna zadumał się
na chwilę. Chciał kupić nieco czasu ochronie, próbował okłamywać
sam siebie , że dadzą radę z powrotem zapakować Alice do szklanej
bańki wypełnionej wodą, dobrze wiedział, że nie są w stanie, to
tylko strata czasu, nie był pewny czy jest w ogóle ktoś, kto dałby
radę to zrobić. Widocznie miała już dosyć czekania, z całej
powierzchni skóry zaczęła wydobywać się gorąca para, nawet
skafander nie był w stanie tego powstrzymać , zapłonęła wielkim
płomieniem, aż woda u jej stóp zasyczała przerażająco. Isaac
poczuł łzy na swoich policzkach, ale nawet nie miał zamiaru ich
wycierać, pomyślał, że musi wyglądać żałośnie wgapiając się
w nią, podczas gdy stał jak sierota w wyciągniętym białym kitlu.
Temperatura w laboratorium coraz bardziej przybliżała się do
granicy jego wytrzymałości, ale Alice nie przestawała, ochłonęła
dopiero gdy łańcuchy stopiły się uwalniając jej kończyny, ogień
zgasł a ona padła bezwładnie na posadzkę, charcząc głośno.
-dawno tego nie robiłam,
wspaniałe uczucie- uśmiechnęła się zawadiacko do Isaaca.
-siostrzyczko, błagam
nie rób nic głupiego.
- i wracaj do akwarium-
zadrwiła. Zaczęła nieporadnie podnosić się do pozycji siedzącej,
w końcu się jej to udało, ruszała powoli wszystkimi palcami,
rękoma potem nogami, aż przestała czuć ból zastygłych mięśni.
- lepiej?-
-nie bardzo. Da się
przeżyć. Od kiedy się tak martwisz, co?-
-od zawsze, Alice.-
-nie wiem co o tobie
myśleć, wiesz...braciszku? Pozwoliłeś mnie tu zamknąć ale
ciągle się mną opiekowałeś, nie pozwalałeś także bym się
obudziła. Jesteś dziwny.
Isaac uśmiechnął się
enigmatycznie i odsunął z przejścia, odsłaniając drzwi- Spadaj
stąd nim, cię złapią. Patrzyła na niego ze zdziwieniem i
nieufnością, raniła go tym spojrzeniem, ale nie dziwił się,
musiał zapłacić za błędy młodości. Skinął jej głową z
uśmiechem i wtedy zaufała mu na tyle, by ponownie zapłonąć.
Posługując się swoją mocą, wystrzeliła z laboratorium paląc
niemal wszystko za sobą. Isaac został nietknięty, poczuł tylko
ciepło w prawej ręce po chwili zauważył, że to prezent, biały
płomień tlił się w jego dłoni, aż wsiąkł w skórę.
Rozdział II
Wszystko wydaje się
inne. Cały świat wywalił się do góry nogami. Gdzie jest mój
świat ?! Zabrali mi wszystko, wszystko! Gdzie mój Isaac, Gdzie
Nathan. Co się z nimi stało... Nie mam nic... Gdzie mam iść , nie
mam domu. Dziadku, jak mogłeś!
Zatrzymała
się gdzieś nad jeziorem. Mimo, kładzenia jej do głowy wszystkich
nazw jezior , szerokości geograficznych itp., nie miała pojęcia
gdzie jest. Zwinęła się w kulkę i zaczęła płakać na brzegu
ciemnego jeziora. Nie zwracała uwagi na malowniczość miejsca,
prawdopodobnie pierwszy raz widziała coś takiego, ale była tak
przerażona całym światem, że nie zwróciła na to uwagi. Płakała
aż zasnęła. Rano obudził ją warkot silnika samochodu, to było
dosyć brutalne, tym bardziej , że pobudka nie należy na ogół do
rzeczy przyjemnych, ale szczególnie gdy w grę wchodzi budzenie za
pomocą osoby trzeciej.
-Witam
– odezwał się miły głos nad jej uchem. Zerwała się na równe
nogi, zachwiała ledwo przytomna, musiała aż zmrużyć oczy by
dostrzec kto lub co wydaje taki dźwięk.
-kim-kim
jesteś!- spróbowała warknąć, lecz słodki głosik nie pozwolił
by brzmiała groźnie. Przetarła oczy piąstkami, jak małe dziecko.
Nie bój się, nie jestem od twojego brata, nie chcę Cię znowu
zamknąć w laboratorium, jak królika doświadczalnego.- zgrzytnął
zębami ostentacyjnie, wyciągając dłoń- Chodź ze mną, pokażę
ci świat w taki sposób, że nie będzie Ci się już wydawał taki
wielki i zły. -
Prawie
ją tym nakłonił, gdyby nie te jedno małe wspomnienie, które
uderzyło w głowie, jak dźwięk alarmu krzyczało:” UWAŻAJ!”.
Isaac ściskał ją w ramionach, głaszcząc czule po główce,
płakała skulona w jego fartuchu. Chłopak tłumaczył coś, nie
pamięta już co, ale to jedno zdanie „ nie ufaj obcym... Mówiłem
Ci, nie chodź nigdzie z nikim kogo nie znasz... Czemu mnie nie
posłuchałaś?!”. Tylko jeden jedyny raz na nią krzyczał,
przytulał ją przy tym czule, ale ona pamięta tylko uczucie
strachu, wtedy doznała traumy. Czemu? Co się stało? Nie pamięta,
jedynie to by” nie ufać obcym”. Cofnęła dłoń, widać chłopak
nie miał ochoty do dziecinnych zabaw, zdecydowanym, aczkolwiek
spokojnym krokiem ruszył w jej stronę- Alice, nie bój się, nie
mam zamiaru cię skrzywdzić, skarbie, uwierz mi. -
Nic
nie działało, żadnego kontaktu z Nim, żadnej reakcji ze strony
ognia- jej wybawiciela, została zostawiona na pastwę losu, sam na
sam z tym kolesiem w garniaku. Chłopak wyciągną coś z kieszeni, z
przepraszającym wzrokiem złapał ją za przedramię i przyciągnął
do siebie, opierając plecami o własny tors zwrócił się do niej-
wybacz skarbeńku, muszę to zrobić...-
Nie
zdążyła się przyjrzeć, jak wyglądał dokładnie. Był brunetem
o orzechowych oczach, z uroczym uśmiechem na ślicznej buźce.
Nosił dopasowany garnitur w czarnym kolorze, kontrastującym z bladą
cerą. Z całego wydarzenia pamiętała tylko urywki, gdy przytyka tą
ohydnie śmierdzącą szmatkę do jej twarzy i niemal w tym samym
momencie całe ciało zwiotczało, że nie dała rady poruszyć
własną dłonią, zaraz potem urwał się film. Powoli odzyskiwała
przytomność, ale nadal nie była w stanie podnieść powiek , co
było niezwykle irytujące. Nie wiedziała czy okropny szum był
efektem tego, co zaaplikował jej chłopak czy leży w jakieś
machnie wojennej. Po kilku minutach walki z własnym ciałem
otworzyła powieki zamglonym wzrokiem wirowała po kabinie czegoś,
co wtedy nie przywodziło na myśl nic, co widziała już kiedyś, aż
napotkała jego wzrok, próbowała go zbesztać, wyszło na to, że
pogłaskał ją po głowie i powiedział coś czule. Poczuła
mdłości, zaczęła głębiej oddychać , by nie zwrócić
śniadania, czy czymkolwiek można to było nazwać. Okazało się,
że miała puściutki żołądek , zupełnie pusty, nie miała nawet
czym wymiotować. Skończyło się na kilku łzach, wlaniu jej
bezpośrednio do ust wody przez tajemniczego gościa w garniturze,
który w gruncie rzeczy był już tylko gościem. Chrzanił coś trzy
po trzy, zrozumiała tyle, że potem jej wszystko wyjaśni i nie ma
zamiaru jej skrzywdzić. Gdy zapytała gdzie jest Stark, roześmiał
się i wypowiedział jakieś dziwne słowo, którego nawet nie
zrozumiała, ciągle głaszcząc ją po włosach. Zasnęła.
Ciągle
ktoś biegał nad głową śpiącej dziewczyny, nie pozwalając
umysłowi odsapnąć chociaż na chwile. Była w stanie permanentnego
otumanienia, ale wszystko słyszała, była przytomna umysłem, tylko
nie ciałem. Wkurzające!- myślała, gdy nad jej głową
znowu ktoś stanął i zaczął paplać , nawet nie zrozumiała o co
mu chodzi.
-Bądźcie
chociaż cicho!- rzuciła z wyrzutami. Dopiero teraz zorientowała
się, że odzyskuje swoje siły. Powoli otworzyła oczy i usiadła
nieco się chwiejąc. Pokój wypełniało ciepłe światło, wyglądał
na zamglony, być może nawet zadymiony, potem zaczął wirować, co
dało jej wiele śmiechu, bowiem razem z pokojem wirowały wszystkie
twarze. Nagle wybuch ogień i wszystko się zatrzymało. Co się
stało?- zapytała zdezorientowana. Nie mogła zrozumieć, jakim
cudem , dosłownie przed chwilą była szczęśliwa jak nigdy, śmiała
się do rozpuku, a teraz siedzi całkiem trzeźwa wgapiając się w
ludzi zastygłych w dziwnych pozach, jakby zaraz mieli zacząć
uciekać. Odnalazła wzrokiem kolesia w garniturze, zamrugała oczami
wymownie ze ściągniętymi do góry brwiami- co się tu dzieje?...-
powtórzyła, tym razem użyła mniej ostrego tonu, na rzecz
załamującego się głosu. Skuliła się gdzieś w rogu kanapy, na
której jak się potem dowiedziała, spała jakieś 3 dni.
-nie
wiedzieliśmy, że tak zareagujesz na zwykły środek nasenny...
-karmili
mnie narkozą w laboratorium- rzuciła niezrozumiale, jakby dziwne
było to, że zebrani tu nic o tym nie wiedzą. Jej nowo nabyty
znajomy, zadumał się na chwilkę, ciągle patrząc na nią
przeszywającym wzrokiem, aż skuliła się jeszcze bardziej pod
wpływem tego chłodnego spojrzenia, którego nie mogła ogrzać
nawet swoim ogniem. W końcu wybuchła i ze zdenerwowaniem krzyczała,
by się na nią tak nie patrzył, bo go spali. Chłopak wyglądał na
nieco zestresowanego, gdy Alice wybuchała emocjami. Prawdopodobnie
był świadom, że siedzi na tykającej bombie. Alice, uspokój, się
nie chciałem Cię przestraszyć. Zaraz ci wszystko wyjaśnię,
chcesz ciasteczka i mleczko?- dziewczyna, aż podskoczyła, gdy o
nich usłyszała, dziecięca twarzyczka od razu się rozpromieniła i
nabrała ludzkich kolorów. Dziwne- pomyślał- chwilę temu była
nie ufna i ponura, a teraz?...-
Wpatrywał się w nią, lustrował każdy gest i tkwił w głębokich
zamyśleniach, analizując zachowanie nastolatki. Niby wiedział
wszystko, ale to jednak nie obrazuje postaci, którą już zdążył
wykreować sobie podczas lektury jej akt. Była jakby... Czysta, nie
wiedział jak lepiej można to określić- nie tknięta widokiem
wojny czy morderstw w telewizji, zupełnie jak mała dziewczynka.
-smakuje?-
zapytał, pokazując gestem, że ma okruszki na policzkach. Patrzyła
na niego okrągłymi niebieskimi ślepiami, wyglądała jak
szczeniak. Mały biedny szczeniak. Pokręciła pociesznie główką z
subtelnym uśmiechem, który ledwo zauważył.
-Alice,
mam dla ciebie propozycję. Jeśli nie chcesz wracać do laboratorium
musisz z nami współpracować.
-kooperacja?
-tak-
ze zdziwieniem stwierdził, że źle ją osądził.- kooperacja.
-Gdy
siedziałam w tej szklanej kulce z wodą, uczono mnie różnych
rzeczy, dzięki wynalazkowi Starka. Ironia, prawda?- powiedziała,
gdy zauważyła zdziwienie chłopaka.
-tak
więc, nie będę tego obwijać w bawełnę. Jest tak, jeśli nie
chcesz wrócić do laboratorium, musisz być na posyłki Fury.
-Fury?
Co to...
-Kto
to- odchrząknął lekko. Niezręcznie mu było mówić o tym
człowieku, za każdym razem oblewał go zimny pot i potok ciarek na
plecach rozlewał się aż po same czubeczki palców.- powiedzmy, że
nigdy nie chcesz go wkurzyć. - uciął krótko.
Nie
wyglądała na zaciekawioną, wzrok Alice skakał to z jednego
agenta, na drugiego, jakby nie mogła się skupić a robiła to z
dziwnie obojętną miną. Irytujące, że lata praktyki na nic się
zdadzą w momencie spotkania z dziecięcą mentalnością. Trudno
było zdecydować, czy do czegoś w ogóle się przyda, czy bardziej
będzie zwracać na siebie oczy świata, odwracając tym samym od
błędów S.H.I.E.L.D.
-Alice,
musimy otrzymać twoją zgodę. Nie chcę by udział był
przydzielony odgórnie, więcej bólu i problemów. Podpisujesz, czy
nie?
-A co
z tego będę miała?
Westchnął
ciężko. Myślał, że będzie łatwiej a tu już od początku same
problemy. Nie wiele wiadomo mu było o przywilejach jakie zyska.
Wiedział tyle, że będzie mieszkała z jakimś chłopakiem nie znał
nawet jego imienia. Przedstawił jej ofertę w najatrakcyjniejszym
obrazie, jaka tylko jego wyobraźnia była w stanie wygenerować i
przekazał jej to w iście dziecinny sposób. Wymanewrował w taki
sposób, by nie obiecać nic konkretnego, ale tez nakłonić do
współpracy. Mimo dziecinnego zachowania i naiwności, nie była
wcale tak dziecinna jak się tego spodziewał; wygląda jeszcze na
szczeniaka, czemu jej tok rozumowania jest zarazem dziecinny jak i
dojrzały?
-Poznasz
pewnego chłopaka, jest w podobnym wieku. Już nie może się
doczekać, aż cię pozna. - agent uśmiechnął się przekonująco.
Dziewczyna zignorowała jego wyraz twarzy, zaabsorbowana kruchymi
ciasteczkami. Jak mam ci ufać, skoro nie znam nawet twojego
imienia?- odłożyła słodycze z nagłym obrzydzeniem- nie dobrze mi
-Jestem
agentem S.H.I.E.L.D. Nazywam się Dorian Grey
-jesteś
młody... Ile masz lat?-
Chłopak
odchrząknął nerwowo, pytania w końcu zaczęły robić się
irytujące; w myślach przeklął Fury, że nie wcisnął tego zadnia
jakiemuś świerzakowi, niby tłumaczył się, że nikt taki nic nie
zdziała.
-mam
19 lat, Alice. Skończmy rozmowę o mnie, mamy ważniejsze sprawy
mianowicie to, czy zgadzasz się być w naszej agencji. Twój brat
się zgodził...-
-więc
się nie zgadzam- zdecydowała krótko. Dorian wgapiał się w nią
nie dowierzając w to co usłyszał; Nie zgodziła się, żeby zrobić
bratu na złość? Cóż za nieodpowiedzialna dziewucha...
-Nie
sądzisz, że to zbyt pochopne? Być może nie ufasz Isaacowi, ale
nie powinnaś działać pochopnie, tym bardziej ze wszystkich opcji
ta jest najrozsądniejsza... Być może w to nie wierzysz, ale
naprawdę stara się byś miała jak najlepiej.
-może.
Ale nie chcę się bawić w wojnę- Dorian przez chwilę myślał,
czy Alice aby na pewno nie mówi rzeczywiście o zabawie w wojnę-
każdy chce posiąść moc, którą mam. Wiem, że nie wszyscy będą
jej używać w dobrych sprawach i wkurza mnie to, że wszyscy pewnie
myślą o mnie jak o głupim dziecku...
-No
za pewne tak jest... Nie wiem czy wiesz, ale nasza organizacja ma
trochę inne priorytety. My zapobiegamy wojnom. Jeśli już się
takie zdarzają, to pojawiamy się tam by zlikwidować zagrożenie,
grożące cywilom. My chronimy, nie zabijamy. Oczywiście musimy
czasem mieszać się w sprawy polityczne, ale to bardziej tło do
naszych działań docelowych. Zrozumiałaś?- zapytał widząc jej
zakłopotany wzrok. Pokręciła nieśmiało główką, jakby
zawstydziła się, że nie rozumie niektórych sformułowań.
Spróbował wytłumaczyć wszystko jeszcze raz, tym razem zakończyło
się to sukcesem.
Po
długich namowach w końcu zgodziła się. Nie była do końca
przekonana, ale z każdą minutą coraz bardziej wierzyła w to co
robi. Pozostała jeszcze jedna kwestia- wojsko. Oczywiście rząd nie
chciał dzielić się Alice mimo że nic w jej sprawie nowego nie
odkrył w przeciągu ostatnich 12 lat. Już jej szukają i raczej nie
dadzą sobie z tym siana,będą szukać, aż znajdą a wtedy wcisnął
ją z powrotem do szklanej bańki, otumaniając narkozą. Musiał
znaleźć wyjście z tej sytuacji, jedyne polecenia jakie dostał od
Fury, to utrzymać ją przy życiu i nie oddać w łapy wojska
amerykańskiego. Ucieczka z kraju, wydawała się być najlepszym
rozwiązaniem. Ale gdzie? Gdzieś, gdzie rząd jest na skraju upadku
a policja, nawet jeśli jest, nie będzie przejmować się listami
gończymi. Kraj, który skłócony jest z Ameryką, wojsko nie będzie
mogło tak łatwo się tam dostać. Odpowiedź przyszła sama, wiele
jest takich krajów w Afryce. Popatrzył na jednego ze swoich
podopiecznych, niższego rangą o stopień- bezpieczniej będzie
podróżować we dwoje. Jedynie możecie trzymać się w bezpiecznej
odległości, ale może to być zbytnim ryzykiem... Załatw mi urlop,
bezpośrednio u Fury, będzie wiedział o co chodzi. Dwa bilety do
Kairu po proszę. Zamówcie hotel i wszystkie takie, potrzebny mi
będzie samochód- terenowy, wytrzymały dużo paliwa, dach ,
skombinujcie paszport dla niej i wszystkie inne dokumenty, oczywiście
wszystko na wczoraj.-
-tak
jest- mężczyzna oszczędnie w gestach, kiwną głową. Dorian
wyglądał na rozluźnionego, jakby rzeczywiście jechał na
upragniony urlop; w przeciwieństwie do Alice, która wystraszona,
wyobrażała sobie jak będzie wyglądać taki wyjazd. Nigdy nie
wytknęła nosa poza swoje miasto a i teraz, nie za wiele o nim wie.
Gdy była mała marzyła o wyjeździe za granicę, ale po zamknięciu
w szklanej kuli, jej priorytety troszkę się zmieniły.
-Alice,
to twoja pierwsza wyprawa, boisz się?-
-niczego
się nie boję- udała naburmuszoną w dość dziecinny i teatralny
sposób, tak, że z łatwością to zauważył.
-to
tylko wakacje, Alice, nic więcej. Przyda nam się trochę rozrywki-
uśmiechnął się szczerze.
***
SHIRO