niedziela, 27 kwietnia 2014

Alice& Drew (Avengers fanfic)


Alice


    Nigdy nie chciałam posiadać takiej mocy, jaka spadła na moje barki, bez mojego zdania, nikt nawet nie zapytał, moje całe życie kręci się wokół tej jednej decyzji podjętej przez mojego dziadka, który nawet mnie nie znał. Nie zdążył. Nawet mnie nie widział, a był w stanie zrzucić na mnie to brzemię, mogłabym go znienawidzić, ale nie jestem taka, ta moja dziecinna niewinność jest czasem tak bardzo irytująca... To także wina dziadka, gdyby tylko oddał to w ręce mojego brata, wszystko potoczyło by się inaczej, być może miałabym normalne życie, a przynajmniej bliskie normalnego i nie musiałabym uczyć się całego świata na pamięć od początku, wszystkiego, czego dzieci uczą się na samym początku, ja muszę robić to wszystko teraz, mając 18 lat i moc, którą mogłabym wskrzesić wojnę a nawet zagładę jednych z potężniejszych krajów. A wszystko w rękach 18-letniej dziewczyny z rozumowaniem 6-cio latka. Dziękuję dziadku, będę wyczekiwać chwili, w której się spotkamy, ale spokojnie, nadal cię kocham, mimo że się nie znamy. Dobranoc.

  Dzień był zbyt piękny żeby siedzieć w ciemnym, zimnym laboratorium, oświetlonym tylko lampami jarzeniowymi, które wydawały serię nieprzyjemnych dźwięków. Podobno można było się przyzwyczaić, ale jak dotąd żadnemu młodemu doktorowi, to się nie udało, pozostało więc zatkać uszy słuchawkami z relaksującą muzyką, byle by nie była zbyt relaksująca, w takim miejscu nie trudno zasnąć z nudów, mimo że w laboratorium wojskowym zawsze było coś do roboty. Tu musiało być ciemno, nie było okien ani żadnego żywszego światła, atmosfera była senna i taka właśnie powinna być, bowiem Obiekt eksperymentów czterech młodych laborantów, był bardzo wrażliwy na światło i dźwięki, mimo gumowych zatyczek w uszach. Jedyną rozrywką w miejscu takim jak to, był mały ekranik, na którym wyświetlały się bezdźwięcznie obrazy, fragmenty filmów dokumentalnych na temat świata, materiał oczyszczony z aktualności i niepotrzebnych informacji. Czymże były te „niepotrzebne informacje”? Otóż obiekt eksperymentów, pieszczotliwie nazwany przez rząd „Obiektem numer 1” miał pochłaniać jedynie te dane na temat świata, przez które łatwo można było manipulować Eksperymentem, jak tylko rząd chciał.
Siedzenie tam nie było zbyt pasjonujące, wszyscy chętni do opieki nad projektem na początku uznali go za fascynujący, lecz szybko okazało się, że ich praca ma polegać tylko na utrzymywaniu Obiektu nr 1 przy życiu i dopilnowaniu, by się nie obudził, póki nie nadejdzie pora. Z nudów nadali nawet imię Obiektowi numer 1, brzmiało ono Alice. W całej sekcji 4 nigdy nie słyszano, o naukowcach, zafascynowanych tym projektem, bynajmniej gdy się dowiedzieli na czym ta praca ma polegać, oprócz jednej jedynej osoby na blisko 150 pracowników. Isaac, sprawujący pieczę nad całym projektem, nigdy nie narzekał na nudne zajęcia w laboratorium, czasem nawet wręcz przeciwnie. Podobno widywano go, mówiącego do Alice dziwnie czułym głosem, jakby była dla niego kimś ważnym. Traktowali go troszkę jak dziwaka, zostawał po godzinach i nie pozwalał nikomu choćby źle o niej pomyśleć, a już w największy szał wpadał, gdy któryś z laborantów podał jej niewłaściwą dawkę narkozy bądź pożywienia. Bali się zrobić coś nie tak, ale w sumie lubili go, uważali, że to jego praca i przełożeni najnormalniej ukręcili by mu głowę, gdyby coś stało się Alice.
Był dziwakiem i miał tego świadomość, raczej go to nie gryzło, ale czasem miło by było wyjść gdzieś z kolegami z pracy, z drugiej strony znowu poczucie winy nie pozwalało mu wyjść z laboratorium „nie zostawię Cię Liz”- głos dudnił mu wkoło w głowie- „nie zostawię samej”. Wtedy przychodziły chwile zwątpienia, rząd nigdy nie wypuści jej z tej bańki, już do końca życia będzie tu gnić, nie pozna prawdziwego świata, tylko ten, który przedstawiają jej za pomocą macek przylepionych do głowy, przez które informacje trafiają bezpośrednio do mózgu. Bajka na dobranoc. Bywało, że stał przed ogromną kulą, wypełnioną ciepłą cieczą i lustrował wszystkie przewody świdrującym spojrzeniem. „dziękuję Ci Tony Starku”- myślał napotykając wzrokiem na mały monitor z projekcją filmową-” dziękuję Ci za ten cud techniki, dzięki któremu moja mała Alice się nie nudzi”. Czasem przez głowę przechodziło mu, by rozwalić szklaną ścianę, która oddziela go od niej i zabrać ją stąd. Ale wtedy przytomniał, zadając sobie pytanie „i co potem?”, nie włada taką potęgą jak ona, nie da rady jej ochronić, tym bardziej, że Alice mu w tym nie pomoże, będzie nadal nieprzytomna i nie wiadomo, czy w tym momencie będzie w stanie nawet chodzić, po tylu latach wiszenia na łańcuchach, w wodzie, zamknięta w szklanej kuli. Gdyby nie ta szklana kula, gdyby nie ona.



  W środku nocy, około godziny 2.30 pierwsze nuty „radioactive” rozlały się nagle po pokoju, raniąc boleśnie uszy doktora Isaaca, zarwał się nagle i rzucił do telefonu, jakby wiedział, że coś się święci, nie często ktoś dzwoni do niego wpół do trzeciej w nocy. Przeciągnął palcem po ekranie, odbierając tym samym połączenie i przytknął słuchawkę do ucha.
-halo!- niemal krzyknął. Zdenerwowany głos po drugiej stronie na zmianę krzyczał coś i mamrotał, lecz Isaac zrozumiał najważniejszą frazę, która wstrząsnęła nim, aż musiał usiąść. Mruknął coś jakby do siebie , rzucił kilka szybkich pytań, które zostały bez odpowiedzi, po czym skończył rozmowę, ubrał się w pośpiechu i wybiegł z mieszkania.


-co się dzieje?!- zagrzmiał zdenerwowany, wchodząc do laboratorium. Podwładni uciszyli go lekkim syknięciem z palcami przy swoich ustach- proszę tak nie krzyczeć.-
-ślepi jesteście? I tak się obudziła, jesteście doktorami a nie kojarzycie faktów?!- zgrzytnął zębami, patrząc na nich spode łba- Jak człowiek się obudził, to nie śpi. Zanotujcie!-
Wlepił oczy w spokojną, wręcz dziecięcą twarzyczkę Alice, która wyglądała jak śpiący aniołek. Miała długie ciemne włosy, sięgające do połowy uda, uplecione w kłosa, ponieważ przy ostatniej zmianie skafandra podwładne Isaaca uplotły go, zawiązując na końcu błękitną kokardkę. Miała na sobie obcisłą białą piankę do nurkowania z niebieskimi liniami podkreślającymi jej budowę, została stworzona, by chronić przed ogniem, nie ją, lecz osoby wokół. Była zawieszona za ręce łańcuchami, które ściskały również jej nogi w kostkach, zamknięta w szklanej bańce wypełnionej wodą. Normalne funkcjonowanie organizmu umożliwiała jej maska, założona na twarz , z głowy, szyi, nadgarstków i klatki piersiowej sterczały przyssawki podłączone cienkimi kabelkami do komputera, monitorującego jej funkcje życiowe. Po głowie gorączkowo tłukło się ciągle „co się dzieje Alice, nie powinnaś się teraz budzić...” Dziewczyna nie odpowiadała z tą samą kamienną twarzą od kilkunastu lat, tkwiła w swoim wodnym królestwie, nie dotknięta złem tegoświata. Niczego nieświadoma.
Komputery zaczęły wariować, brzęczały a na ich monitorach wyświetlały się irytujące komunikaty o jakimś stanie krytycznym, cokolwiek to znaczyło, nie mogło być dobrze. Nawet sam Isaac nie wiedział czym to może skutkować ani co teraz zrobić, pierwszy raz od długiego czasu wpadł w panikę, czując się bezradny.
-Stąd nic nie zrobię, muszę ją otworzyć!- zdecydował, krzycząc do swoich podwładnych ponad jazgotem komputerów. -szefie to samobójstwo, nie wiadomo, co może się stać! Nie mamy kompletnych informacji na jej temat, nie wiemy nawet czy rzeczywiście jest człowiekiem!-
-spokojnie, ja to wiem...- Sięgnął do awaryjnego zwolnienia wody, musiał najpierw wpisać kod. Sprzęt znowu zawył, tym razem ostrzegał o zbyt wysokiej temperaturze, na te słowa Isaac zatrzymał się odruchowo i wlepił wzrok w szklaną bańkę-woda zaczynała wrzeć. Doktor napotkał błękitne spojrzenie Alice, zastygając w bezruchu- „Alice, czemu otworzyłaś oczka...Alice” W takiej sytuacji nie wiadomo nawet co robić, tym bardziej, gdy jest się zwykłym naukowcem, którego zapewniano, że jego praca nie będzie się wiązała z żadnym niebezpieczeństwem, chociaż sam powinien znać możliwości Alice najlepiej. Skarcił się w myślach za zbyt długi czas reakcji, ewakuując pracowników laboratorium, którzy przerażeni uciekli czym prędzej, gdzie pieprz rośnie. Sam wszedł na biurko z komputerami, po czym zwolnił zasuwy i zamki ciężko ruszyły z miejsca, natychmiast, przez szpary zaczynała wypływać wrząca woda, najpierw pod ciśnieniem i omal nie dostał strumieniem ukropu po twarzy, lecz w miarę upływu wody, ciśnienie zaczęło się zmniejszać. Spojrzał w stronę dziewczyny, naraz odjęło mu mowę, zresztą miał wrażenie, że nawet najważniejsze funkcje życiowe po kolei, stopniowo zostały wyłączane, jedna po drugiej. Dostał dreszczy i oblały go zimne poty, patrząc jak nastolatka powoli podnosi głowę i spogląda na niego okrągłymi oczami, miał przez chwilę wrażenie, że Alice płacze, lecz w końcu zdecydował się nie wyciągać niepotrzebnych wniosków, uznając tym samym, że była mokra od cieczy w której żyła przez lata.
-Alice...
-Gdzie- zarzęziła ochrypłym głosem, jak człowiek błądzący po pustyni cierpiący na brak wody, jakby miała kilogram piasku w krtani, widocznie sprawiło to także ból, aż wzdrygnęła się na ruch strun głosowych- Stark.
- Alice, uspokój się, wszystko będzie dobrze, nie martw się.- Isaac zszedł z biurka brodził w gorącej wodzie, nie zwracał nawet uwagi na wysoką temperaturę, zależało mu tylko na dotknięciu jej dziecięcej twarzyczki i wzięciu jej w ramiona.
-Uspokój się dzieciaku, nikt cię już nie skrzywdzi, zobaczysz będzie dobrze...- Czuł jak złość rozpiera klatkę piersiową, chcąc się wyrwać i ukarać wszystkich, którzy doprowadzili ją do takiego wyrazu twarzy, była zbyt delikatna, zbyt dziecięca, by traktować ją jak eksperyment, jak szczura laboratoryjnego.
-Nie mam- zakasłała porządnie-nie mam czucia w rękach. Wypuść mnie stąd, Sac. Moje ręce... nie czuję ich. Wypuść mnie!- ostatnie słowa wykrzyknęła na tyle głośno, na ile pozwalała jej zastygła krtań. Isaac pokręcił głową przecząco już wtedy mając wilgotne oczy, nigdy nie myślał, że dożyje momentu, w którym usłyszy jej głos, tak cudownie delikatny, jak balsam na spękane ręce. Teraz nie przypominał słodkiego dźwięku jaki z siebie wydawała, gdy była dzieckiem, w tej chwili przypominał bardziej zgrzyt startego silnika.
-byłaś taka mała, nigdy nie zauważyłem, żebyś tak wyrosła-
-Isaac!- ryknęła, jej głos był w coraz gorszym stanie. Wybuchła słupem niebieskiego ognia ale ani ona, ani doktor nie wydali z siebie dźwięku, wyglądało to jak swoiste powitanie po wielu latach rozłąki. Tak blisko, kilka centymetrów szkła, ale jednak tak daleko- przyszło mu na myśl- zmieniłaś się Alice.
-Gdzie Stark.
-nie żyje, Alice.
-Isaac, nie kłam. Czuję go, jest gdzieś daleko, ale nie wiem dokładnie gdzie.
Mężczyzna zadumał się na chwilę. Chciał kupić nieco czasu ochronie, próbował okłamywać sam siebie , że dadzą radę z powrotem zapakować Alice do szklanej bańki wypełnionej wodą, dobrze wiedział, że nie są w stanie, to tylko strata czasu, nie był pewny czy jest w ogóle ktoś, kto dałby radę to zrobić. Widocznie miała już dosyć czekania, z całej powierzchni skóry zaczęła wydobywać się gorąca para, nawet skafander nie był w stanie tego powstrzymać , zapłonęła wielkim płomieniem, aż woda u jej stóp zasyczała przerażająco. Isaac poczuł łzy na swoich policzkach, ale nawet nie miał zamiaru ich wycierać, pomyślał, że musi wyglądać żałośnie wgapiając się w nią, podczas gdy stał jak sierota w wyciągniętym białym kitlu. Temperatura w laboratorium coraz bardziej przybliżała się do granicy jego wytrzymałości, ale Alice nie przestawała, ochłonęła dopiero gdy łańcuchy stopiły się uwalniając jej kończyny, ogień zgasł a ona padła bezwładnie na posadzkę, charcząc głośno.
-dawno tego nie robiłam, wspaniałe uczucie- uśmiechnęła się zawadiacko do Isaaca.
-siostrzyczko, błagam nie rób nic głupiego.
- i wracaj do akwarium- zadrwiła. Zaczęła nieporadnie podnosić się do pozycji siedzącej, w końcu się jej to udało, ruszała powoli wszystkimi palcami, rękoma potem nogami, aż przestała czuć ból zastygłych mięśni.
- lepiej?-
-nie bardzo. Da się przeżyć. Od kiedy się tak martwisz, co?-
-od zawsze, Alice.-
-nie wiem co o tobie myśleć, wiesz...braciszku? Pozwoliłeś mnie tu zamknąć ale ciągle się mną opiekowałeś, nie pozwalałeś także bym się obudziła. Jesteś dziwny.
Isaac uśmiechnął się enigmatycznie i odsunął z przejścia, odsłaniając drzwi- Spadaj stąd nim, cię złapią. Patrzyła na niego ze zdziwieniem i nieufnością, raniła go tym spojrzeniem, ale nie dziwił się, musiał zapłacić za błędy młodości. Skinął jej głową z uśmiechem i wtedy zaufała mu na tyle, by ponownie zapłonąć. Posługując się swoją mocą, wystrzeliła z laboratorium paląc niemal wszystko za sobą. Isaac został nietknięty, poczuł tylko ciepło w prawej ręce po chwili zauważył, że to prezent, biały płomień tlił się w jego dłoni, aż wsiąkł w skórę.




Rozdział II

  Wszystko wydaje się inne. Cały świat wywalił się do góry nogami. Gdzie jest mój świat ?! Zabrali mi wszystko, wszystko! Gdzie mój Isaac, Gdzie Nathan. Co się z nimi stało... Nie mam nic... Gdzie mam iść , nie mam domu. Dziadku, jak mogłeś!

  Zatrzymała się gdzieś nad jeziorem. Mimo, kładzenia jej do głowy wszystkich nazw jezior , szerokości geograficznych itp., nie miała pojęcia gdzie jest. Zwinęła się w kulkę i zaczęła płakać na brzegu ciemnego jeziora. Nie zwracała uwagi na malowniczość miejsca, prawdopodobnie pierwszy raz widziała coś takiego, ale była tak przerażona całym światem, że nie zwróciła na to uwagi. Płakała aż zasnęła. Rano obudził ją warkot silnika samochodu, to było dosyć brutalne, tym bardziej , że pobudka nie należy na ogół do rzeczy przyjemnych, ale szczególnie gdy w grę wchodzi budzenie za pomocą osoby trzeciej.
-Witam – odezwał się miły głos nad jej uchem. Zerwała się na równe nogi, zachwiała ledwo przytomna, musiała aż zmrużyć oczy by dostrzec kto lub co wydaje taki dźwięk.
-kim-kim jesteś!- spróbowała warknąć, lecz słodki głosik nie pozwolił by brzmiała groźnie. Przetarła oczy piąstkami, jak małe dziecko. Nie bój się, nie jestem od twojego brata, nie chcę Cię znowu zamknąć w laboratorium, jak królika doświadczalnego.- zgrzytnął zębami ostentacyjnie, wyciągając dłoń- Chodź ze mną, pokażę ci świat w taki sposób, że nie będzie Ci się już wydawał taki wielki i zły. -
Prawie ją tym nakłonił, gdyby nie te jedno małe wspomnienie, które uderzyło w głowie, jak dźwięk alarmu krzyczało:” UWAŻAJ!”. Isaac ściskał ją w ramionach, głaszcząc czule po główce, płakała skulona w jego fartuchu. Chłopak tłumaczył coś, nie pamięta już co, ale to jedno zdanie „ nie ufaj obcym... Mówiłem Ci, nie chodź nigdzie z nikim kogo nie znasz... Czemu mnie nie posłuchałaś?!”. Tylko jeden jedyny raz na nią krzyczał, przytulał ją przy tym czule, ale ona pamięta tylko uczucie strachu, wtedy doznała traumy. Czemu? Co się stało? Nie pamięta, jedynie to by” nie ufać obcym”. Cofnęła dłoń, widać chłopak nie miał ochoty do dziecinnych zabaw, zdecydowanym, aczkolwiek spokojnym krokiem ruszył w jej stronę- Alice, nie bój się, nie mam zamiaru cię skrzywdzić, skarbie, uwierz mi. -
Nic nie działało, żadnego kontaktu z Nim, żadnej reakcji ze strony ognia- jej wybawiciela, została zostawiona na pastwę losu, sam na sam z tym kolesiem w garniaku. Chłopak wyciągną coś z kieszeni, z przepraszającym wzrokiem złapał ją za przedramię i przyciągnął do siebie, opierając plecami o własny tors zwrócił się do niej- wybacz skarbeńku, muszę to zrobić...-




  Nie zdążyła się przyjrzeć, jak wyglądał dokładnie. Był brunetem o orzechowych oczach, z uroczym uśmiechem na ślicznej buźce. Nosił dopasowany garnitur w czarnym kolorze, kontrastującym z bladą cerą. Z całego wydarzenia pamiętała tylko urywki, gdy przytyka tą ohydnie śmierdzącą szmatkę do jej twarzy i niemal w tym samym momencie całe ciało zwiotczało, że nie dała rady poruszyć własną dłonią, zaraz potem urwał się film. Powoli odzyskiwała przytomność, ale nadal nie była w stanie podnieść powiek , co było niezwykle irytujące. Nie wiedziała czy okropny szum był efektem tego, co zaaplikował jej chłopak czy leży w jakieś machnie wojennej. Po kilku minutach walki z własnym ciałem otworzyła powieki zamglonym wzrokiem wirowała po kabinie czegoś, co wtedy nie przywodziło na myśl nic, co widziała już kiedyś, aż napotkała jego wzrok, próbowała go zbesztać, wyszło na to, że pogłaskał ją po głowie i powiedział coś czule. Poczuła mdłości, zaczęła głębiej oddychać , by nie zwrócić śniadania, czy czymkolwiek można to było nazwać. Okazało się, że miała puściutki żołądek , zupełnie pusty, nie miała nawet czym wymiotować. Skończyło się na kilku łzach, wlaniu jej bezpośrednio do ust wody przez tajemniczego gościa w garniturze, który w gruncie rzeczy był już tylko gościem. Chrzanił coś trzy po trzy, zrozumiała tyle, że potem jej wszystko wyjaśni i nie ma zamiaru jej skrzywdzić. Gdy zapytała gdzie jest Stark, roześmiał się i wypowiedział jakieś dziwne słowo, którego nawet nie zrozumiała, ciągle głaszcząc ją po włosach. Zasnęła.


  Ciągle ktoś biegał nad głową śpiącej dziewczyny, nie pozwalając umysłowi odsapnąć chociaż na chwile. Była w stanie permanentnego otumanienia, ale wszystko słyszała, była przytomna umysłem, tylko nie ciałem. Wkurzające!- myślała, gdy nad jej głową znowu ktoś stanął i zaczął paplać , nawet nie zrozumiała o co mu chodzi.
-Bądźcie chociaż cicho!- rzuciła z wyrzutami. Dopiero teraz zorientowała się, że odzyskuje swoje siły. Powoli otworzyła oczy i usiadła nieco się chwiejąc. Pokój wypełniało ciepłe światło, wyglądał na zamglony, być może nawet zadymiony, potem zaczął wirować, co dało jej wiele śmiechu, bowiem razem z pokojem wirowały wszystkie twarze. Nagle wybuch ogień i wszystko się zatrzymało. Co się stało?- zapytała zdezorientowana. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem , dosłownie przed chwilą była szczęśliwa jak nigdy, śmiała się do rozpuku, a teraz siedzi całkiem trzeźwa wgapiając się w ludzi zastygłych w dziwnych pozach, jakby zaraz mieli zacząć uciekać. Odnalazła wzrokiem kolesia w garniturze, zamrugała oczami wymownie ze ściągniętymi do góry brwiami- co się tu dzieje?...- powtórzyła, tym razem użyła mniej ostrego tonu, na rzecz załamującego się głosu. Skuliła się gdzieś w rogu kanapy, na której jak się potem dowiedziała, spała jakieś 3 dni.
-nie wiedzieliśmy, że tak zareagujesz na zwykły środek nasenny...
-karmili mnie narkozą w laboratorium- rzuciła niezrozumiale, jakby dziwne było to, że zebrani tu nic o tym nie wiedzą. Jej nowo nabyty znajomy, zadumał się na chwilkę, ciągle patrząc na nią przeszywającym wzrokiem, aż skuliła się jeszcze bardziej pod wpływem tego chłodnego spojrzenia, którego nie mogła ogrzać nawet swoim ogniem. W końcu wybuchła i ze zdenerwowaniem krzyczała, by się na nią tak nie patrzył, bo go spali. Chłopak wyglądał na nieco zestresowanego, gdy Alice wybuchała emocjami. Prawdopodobnie był świadom, że siedzi na tykającej bombie. Alice, uspokój, się nie chciałem Cię przestraszyć. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, chcesz ciasteczka i mleczko?- dziewczyna, aż podskoczyła, gdy o nich usłyszała, dziecięca twarzyczka od razu się rozpromieniła i nabrała ludzkich kolorów. Dziwne- pomyślał- chwilę temu była nie ufna i ponura, a teraz?...-
Wpatrywał się w nią, lustrował każdy gest i tkwił w głębokich zamyśleniach, analizując zachowanie nastolatki. Niby wiedział wszystko, ale to jednak nie obrazuje postaci, którą już zdążył wykreować sobie podczas lektury jej akt. Była jakby... Czysta, nie wiedział jak lepiej można to określić- nie tknięta widokiem wojny czy morderstw w telewizji, zupełnie jak mała dziewczynka.
-smakuje?- zapytał, pokazując gestem, że ma okruszki na policzkach. Patrzyła na niego okrągłymi niebieskimi ślepiami, wyglądała jak szczeniak. Mały biedny szczeniak. Pokręciła pociesznie główką z subtelnym uśmiechem, który ledwo zauważył.
-Alice, mam dla ciebie propozycję. Jeśli nie chcesz wracać do laboratorium musisz z nami współpracować.
-kooperacja?
-tak- ze zdziwieniem stwierdził, że źle ją osądził.- kooperacja.
-Gdy siedziałam w tej szklanej kulce z wodą, uczono mnie różnych rzeczy, dzięki wynalazkowi Starka. Ironia, prawda?- powiedziała, gdy zauważyła zdziwienie chłopaka.
-tak więc, nie będę tego obwijać w bawełnę. Jest tak, jeśli nie chcesz wrócić do laboratorium, musisz być na posyłki Fury.
-Fury? Co to...
-Kto to- odchrząknął lekko. Niezręcznie mu było mówić o tym człowieku, za każdym razem oblewał go zimny pot i potok ciarek na plecach rozlewał się aż po same czubeczki palców.- powiedzmy, że nigdy nie chcesz go wkurzyć. - uciął krótko.
Nie wyglądała na zaciekawioną, wzrok Alice skakał to z jednego agenta, na drugiego, jakby nie mogła się skupić a robiła to z dziwnie obojętną miną. Irytujące, że lata praktyki na nic się zdadzą w momencie spotkania z dziecięcą mentalnością. Trudno było zdecydować, czy do czegoś w ogóle się przyda, czy bardziej będzie zwracać na siebie oczy świata, odwracając tym samym od błędów S.H.I.E.L.D.
-Alice, musimy otrzymać twoją zgodę. Nie chcę by udział był przydzielony odgórnie, więcej bólu i problemów. Podpisujesz, czy nie?
-A co z tego będę miała?
Westchnął ciężko. Myślał, że będzie łatwiej a tu już od początku same problemy. Nie wiele wiadomo mu było o przywilejach jakie zyska. Wiedział tyle, że będzie mieszkała z jakimś chłopakiem nie znał nawet jego imienia. Przedstawił jej ofertę w najatrakcyjniejszym obrazie, jaka tylko jego wyobraźnia była w stanie wygenerować i przekazał jej to w iście dziecinny sposób. Wymanewrował w taki sposób, by nie obiecać nic konkretnego, ale tez nakłonić do współpracy. Mimo dziecinnego zachowania i naiwności, nie była wcale tak dziecinna jak się tego spodziewał; wygląda jeszcze na szczeniaka, czemu jej tok rozumowania jest zarazem dziecinny jak i dojrzały?
-Poznasz pewnego chłopaka, jest w podobnym wieku. Już nie może się doczekać, aż cię pozna. - agent uśmiechnął się przekonująco. Dziewczyna zignorowała jego wyraz twarzy, zaabsorbowana kruchymi ciasteczkami. Jak mam ci ufać, skoro nie znam nawet twojego imienia?- odłożyła słodycze z nagłym obrzydzeniem- nie dobrze mi
-Jestem agentem S.H.I.E.L.D. Nazywam się Dorian Grey
-jesteś młody... Ile masz lat?-
Chłopak odchrząknął nerwowo, pytania w końcu zaczęły robić się irytujące; w myślach przeklął Fury, że nie wcisnął tego zadnia jakiemuś świerzakowi, niby tłumaczył się, że nikt taki nic nie zdziała.
-mam 19 lat, Alice. Skończmy rozmowę o mnie, mamy ważniejsze sprawy mianowicie to, czy zgadzasz się być w naszej agencji. Twój brat się zgodził...-
-więc się nie zgadzam- zdecydowała krótko. Dorian wgapiał się w nią nie dowierzając w to co usłyszał; Nie zgodziła się, żeby zrobić bratu na złość? Cóż za nieodpowiedzialna dziewucha...
-Nie sądzisz, że to zbyt pochopne? Być może nie ufasz Isaacowi, ale nie powinnaś działać pochopnie, tym bardziej ze wszystkich opcji ta jest najrozsądniejsza... Być może w to nie wierzysz, ale naprawdę stara się byś miała jak najlepiej.
-może. Ale nie chcę się bawić w wojnę- Dorian przez chwilę myślał, czy Alice aby na pewno nie mówi rzeczywiście o zabawie w wojnę- każdy chce posiąść moc, którą mam. Wiem, że nie wszyscy będą jej używać w dobrych sprawach i wkurza mnie to, że wszyscy pewnie myślą o mnie jak o głupim dziecku...
-No za pewne tak jest... Nie wiem czy wiesz, ale nasza organizacja ma trochę inne priorytety. My zapobiegamy wojnom. Jeśli już się takie zdarzają, to pojawiamy się tam by zlikwidować zagrożenie, grożące cywilom. My chronimy, nie zabijamy. Oczywiście musimy czasem mieszać się w sprawy polityczne, ale to bardziej tło do naszych działań docelowych. Zrozumiałaś?- zapytał widząc jej zakłopotany wzrok. Pokręciła nieśmiało główką, jakby zawstydziła się, że nie rozumie niektórych sformułowań. Spróbował wytłumaczyć wszystko jeszcze raz, tym razem zakończyło się to sukcesem.
Po długich namowach w końcu zgodziła się. Nie była do końca przekonana, ale z każdą minutą coraz bardziej wierzyła w to co robi. Pozostała jeszcze jedna kwestia- wojsko. Oczywiście rząd nie chciał dzielić się Alice mimo że nic w jej sprawie nowego nie odkrył w przeciągu ostatnich 12 lat. Już jej szukają i raczej nie dadzą sobie z tym siana,będą szukać, aż znajdą a wtedy wcisnął ją z powrotem do szklanej bańki, otumaniając narkozą. Musiał znaleźć wyjście z tej sytuacji, jedyne polecenia jakie dostał od Fury, to utrzymać ją przy życiu i nie oddać w łapy wojska amerykańskiego. Ucieczka z kraju, wydawała się być najlepszym rozwiązaniem. Ale gdzie? Gdzieś, gdzie rząd jest na skraju upadku a policja, nawet jeśli jest, nie będzie przejmować się listami gończymi. Kraj, który skłócony jest z Ameryką, wojsko nie będzie mogło tak łatwo się tam dostać. Odpowiedź przyszła sama, wiele jest takich krajów w Afryce. Popatrzył na jednego ze swoich podopiecznych, niższego rangą o stopień- bezpieczniej będzie podróżować we dwoje. Jedynie możecie trzymać się w bezpiecznej odległości, ale może to być zbytnim ryzykiem... Załatw mi urlop, bezpośrednio u Fury, będzie wiedział o co chodzi. Dwa bilety do Kairu po proszę. Zamówcie hotel i wszystkie takie, potrzebny mi będzie samochód- terenowy, wytrzymały dużo paliwa, dach , skombinujcie paszport dla niej i wszystkie inne dokumenty, oczywiście wszystko na wczoraj.-
-tak jest- mężczyzna oszczędnie w gestach, kiwną głową. Dorian wyglądał na rozluźnionego, jakby rzeczywiście jechał na upragniony urlop; w przeciwieństwie do Alice, która wystraszona, wyobrażała sobie jak będzie wyglądać taki wyjazd. Nigdy nie wytknęła nosa poza swoje miasto a i teraz, nie za wiele o nim wie. Gdy była mała marzyła o wyjeździe za granicę, ale po zamknięciu w szklanej kuli, jej priorytety troszkę się zmieniły.
-Alice, to twoja pierwsza wyprawa, boisz się?-
-niczego się nie boję- udała naburmuszoną w dość dziecinny i teatralny sposób, tak, że z łatwością to zauważył.
-to tylko wakacje, Alice, nic więcej. Przyda nam się trochę rozrywki- uśmiechnął się szczerze.


***


SHIRO